Podsumowanie

 
Była to najdłuższa wyprawa w dziejach BaltiCCycle. Przemierzając 12 415 km (każdy miał oczywiście swoje osiągi) w 171 dni, odwiedziliśmy: Grecję, Turcję, Gruzję, Azerbejdżan, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgizję, Chiny. Po raz pierwszy też opuściliśmy Europę i odwiedziliśmy inny kontynent – Azję. Padł rekord wysokości BaltiCCycle, którą pokonaliśmy na rowerze – ponad 3 600 m n.p.m. w Kirgizji. Byliśmy też w naturalnej depresji – w okolicach Turpanu.

W wyprawie wzięło udział 60 osób z 14 krajów:
z Litwy i Polski – po 17 uczestników (Polacy ze Szczecina, Warszawy, Wrocławia – po 2 osoby; z Jaworzna, Łęcznej, Meszny, Siemianowic Śląskich, Strzelec Opolskich, Świecia, Żywca – po 1; oraz mieszkający zagranicą rodacy: z Brukseli – 2 osoby; z Aszchabadu i Tbilisi – po 1);
z Uzbekistanu – 5;
z Chin – 4;
z Grecji i Holandii – po 3;
z Niemiec, Nowej Zelandii i USA – po 2;
z Finlandia, Irlandii, Łotwy, Szkocji i Włoch – po 1.

Na starcie w Olimpii stanęło 15 osób, finiszowało w Pekinie – 20. Na starcie i na mecie stanęli:
Carlotta Dall’Aglio (Włochy)
Mark van Essen (Holandia)
Andrzej Goński (Polska, Siemianowice Śląskie)
Ryszard Karkosz (Polska, Jaworzno)
Sigitas Kučas (Litwa)
Nijole Marcinkėniėne (Litwa)
Vasileios Mesitidis (Grecja)
Monika Stasiuk (Polska, Warszawa)
Marcin Stępniewski (Polska, Wrocław)
Danai Tezapsidou (Grecja),
ale tylko dwie osoby pokonały ten dystans bez przerw i na rowerze – Andrzej Goński i Sigitas Kučas.

Najmłodszy uczestnik miał – 18 lat, najstarszy – 65. Kobiet było – 13, mężczyzn – 47. Pierwszy raz w BaltiCCycle uczestniczyło 34 osoby.

Dominowali długodystansowcy – średnia uczestnictwa to 54 dni. Najwięcej nas było na odcinkach: Tbilisi – Baku, Buchara – Kaszgar.

6 osób skróciło udział w wyprawie, 1 wydłużyła, 11 przyłączyło się do nas spontanicznie na trasie (wśród nich ambasadorzy Litwy i Polski w Gruzji), jedna odłączyła się, by wrócić… wiele osób realizowało swój plan podróży, chcąc zobaczyć coś extra, jechać szybciej, czy odpocząć gdzieś dłużej. Sposobów podróżowania było niemal tyle, co uczestników.

Trudy podróży odbiły się na naszym zdrowiu: zaziębień, a nawet zapaleń płuc, zatruć, oparzeń słonecznych, wysypek nikt nie zliczy. 6 osób wylądowało w szpitalu. Złamany palec, skrócenie grubego jelita…

Skradziono nam trzy rowery, jeden w Tbilisi, dwa w Xi’anie, ale wszystkie zostały odzyskane. Bezpowrotnie zginęło trochę pieniędzy, jeden paszport, inne mniej i więcej drogocenne przedmioty. Jak to na wyprawie. Wielu sami się pozbyliśmy, nie mogąc ich przewieźć do Chin czy zabrać do samolotu. Musieliśmy nawet porzucić na trzy miesiące nasz wyprawowy samochód, zaparkować w Kirgizji, i wynająć chiński bus z chińskim kierowcą.

Jechaliśmy i spaliśmy w najróżniejszych temperaturach, od poniżej zera do blisko +50 C, w śniegu, deszczu, gradzie, wśród wichur i burz piaskowych, w niesamowitej spiekocie i wilgotności powietrza. Noclegowaliśmy w najdziwaczniejszych miejscach, od hoteli 5-gwiazdkowych, poprzez jurty, domy prywatne, a kończąc pod mostami czy na gołej pustyni. Gościny udzielała nam m.in. szkoła polska w Tbilisi, Dom Polski w Logodehi, konsul Polski w Aszchabadzie.

Wszędzie spotykaliśmy się z dużym zainteresowaniem mediów, lokalnych władz i miejscowej ludności! Byliśmy przyjmowani m.in. przez prezesa Federacji Kolarskiej Gruzji, ministra sportu Azerbejdżanu, nuncjusza Watykanu w Turkmenistanie, merów Trabzonu i Tbilisi, ambasadorów Polski w Gruzji i Azerbejdżanie. W Pekinie zaproszenie otrzymaliśmy od ambasady Luksemburga. Dyplomaci Grecji niejednokrotnie pomagali nam trasie, np. popierając nasze starania o wizy, organizując konferencje prasowe – tak było także w Pekinie.