Podsumowanie

19 sierpnia wlaliśmy w Odessie do Morza Czarnego wodę zaczerpniętą z Bałtyku i w ten sposób – symbolicznie – zakończyliśmy trasę rozpoczętą 4 lipca w Gdańsku.

W wyprawie wzięło udział 79 osób. Niektórzy dołączyli do nas dosłownie na jeden dzień, inni na dłużej; niektórzy przedłużali pobyt, byli też i tacy (nieliczni!), którzy go skrócili. Tymi, którzy przejechali całość – czyli około 3 500km w 46 dni – są: Monika Stasiuk (Warszawa), Paweł Klimczak (Kielce) i Adam Mocydlarz (Reda). Bartosz Skotnicki na całej trasie służył nam pomocą jako serwisant sprzętu rowerowego, a w dwóch ostatnich tygodniach także jako kierowca samochodu przewożącego bagaże.

Trochę statystyki:
– najczęściej wybierana długość udziału w wyprawie liczona w dniach to: 3, 12, 20 i 28;
– średni dystans dzienny – po odliczeniu dni odpoczynku – wyniósł nieco ponad 90 km;
– najmłodszy uczestnik miał 13 lat, najstarszy – 70;
– płeć piękna była w liczebnej mniejszości – 25 reprezentantek, płeć przeciwna – 54 panów;
– w wyprawie wzięły udział 2 rodziny;
– jechało z nami 3 obywateli Niemiec (2 kobiety i 1 mężczyzna) oraz 1 Austriak;
– najwięcej CROTO-podróżników zawdzięczamy Warszawie – 17; z Krakowa i Poznania przyjechało po 5 osób; z Gdańska, Łodzi, Szczecina po 4; z Jeleniej Góry, Olsztyna, Płocka, Siedlec, Wielbarka, Woli Mrokowskiej, Wrocławia po 2; po jednej osobie z – Alwernii, Biłgoraja, Brwinowa, Dopiewca, Gdyni, Gorlic, Hrubieszowa, Iławy, Inowrocławia, Józefowa, Kielc, Komorowa, Lublina, Łomży, Pruszkowa, Redy, Rejowca Fabrycznego, Słupska, Świecia, Urli, Zgierza, Żyrardowa.

22 lipca we Lwowie połączyliśmy się z grupą litewską, która wyruszyła z Kłajpedy 26 czerwca. Całość trasy – 3 900km – przejechali: John Dennis Clark (USA), Davidas Jankauskas (Litwa), Sigitas Kucas (Litwa), Horst Radamer (Niemcy). W grupie tej, na różnych odcinkach, spotkało się 120 osób, wśród nich: 90 Litwinów, 12 Białorusinów, 5 Niemców, 3 Polaków, 2 Szwedów, 2 Ukraińców, 2 Mołdawian, po jednym uczestniku z USA, Grecji, Republiki Naddniestrzańskiej i Łotwy.

Na koncie strat odnotowano: rozbity samochód grupy litewskiej, 3 skradzione rowery (milicja ukraińska odzyskała je w następnym roku!!!), zagubiony namiot, lornetkę, latarkę… a także – złamaną stopę (ale przepedałowała cały dystans!), złamany duży palec u nogi, rozbity łokieć (który niestety wyeliminował uczestnika z wyprawy). O stłuczeniach, zadrapaniach, ukąszeniach (zwłaszcza komarów), poparzeniach słonecznych i schodzących paznokciach nie ma co mówić – nikt tego nie zliczy. Podobnie jak dziur w dętkach, zdartych opon i klocków hamulcowych.

W naszym biurze rzeczy znalezionych znajduje się bądź znajdowały – telefon komórkowy, plecak, kask rowerowy, 2 bluzy, śpiwór i kto wie co jeszcze… Od zeszłorocznej wyprawy czeka na odbiór zegarek!

Do konta zysków zaliczono: niezapomniane widoki; spotkania z niezwykle gościnnymi ludźmi; magiczne miejsca, które dane nam było zobaczyć począwszy od kopernikowskiego Fromborka, poprzez jeziora i puszcze Mazur (gradobicie w puszczy Boreckiej!), cudowne szlaki Suwalszczyzny, Białowieżę, egzotyczne wioski wzdłuż wschodniej granicy (niezwykłe opowieści proboszcza parafii unickiej w Kostomłotach), Zamość, Roztocze – aż po kresy: Lwów, Howerlę, Chocim, Kamieniec Podolski, Okopy św. Trójcy (każdy ma inne miejscowości w pamięci), Mołdawię – krainę łagodności, rozległych wzgórz; niesamowite powitanie na granicy autonomicznej Republiki Gagauskiej; nocleg pod lampą Akermanu wycieczka rowerowa po Odessie; wiatr we włosach i pęd powietrza na twarzy przy cudownych zjazdach; słony smak potu i satysfakcję z wjechania na kolejną górę; zapachy i dźwięki nasłonecznionych połonin; szum strumieni, rzek, wodospadów, jezior i morza w uszach – ich wody po wielokroć chłodziły i myły nasze ciała; wieczorny, a właściwie nocny, koncert muzyki huculskiej w wykonaniu kapeli „Czeremosz” Romana Kumłyka w mokrym (po burzy) lesie w Wołowej; promienie słońca, które zbrązowiły nasze ciała; pamięć (już teraz pozytywna) niesamowitych burz i deszczów, no i błota, z którego trzeba było wypychać rowery i samochód; smak arbuzów, melonów z przydrożnych stoisk, brzoskwiń i nektarynek z sadu w Taraklji (na korzystanie którego dostaliśmy oficjalną zgodę vicemera), degustacje rozmaitych wydań mamałygi, bryndzy, domowego wina z mijanych winnic, znakomitej uchy (zupy rybnej) w Wiłkowie. I życie jednego kundelka, którego znaleźliśmy na ulicy w Chocimiu i odratowaliśmy (to niemal tradycja CROTO-wypraw, w zeszłym roku pod stolicą Kosowa zaopiekowaliśmy się szczeniakiem – Ivanką Prisztiną, dziś obywatelką Litwy).