Raport z Opolszczyzny

Ewa Świderska 

 

16 – 19 lipca 2007

Po dniu wypoczynku i nocnych rozrywek w klubach i kawiarniach Wrocławia, 16 lipca uczestnicy BaltiCCycle 2007 – w grupie liczącej 60 osób – wjechali do województwa Opolskiego. Patronat nad naszą wyprawą na tym odcinku trasy objęły władze województwa Opolskiego, a opiekę i przewodnictwo na dwa dni objął Brzeski Klub Rowerowy „Na Przełaj”, który to nie tylko opracował i zaproponował trasę wiodącą przez piękną Opolszczyznę, ale zapewnił nam tam szereg atrakcji. W niezwykle profesjonalny, trzeba przyznać, sposób naprzełajowcy wyprowadzili nas z miasta. Jadąc (niestety w potwornym upale) przez Kamieniec Wrocławski, Jelcz, Bystrzycę, Michałowice, spieszyliśmy się, aby dotrzeć do pierwszego niezwykłego miejsca na mapie – Brzegu, gdzie o godzinie 14 mieliśmy zwiedzać a następnie spotkać się z władzami miasta.

Brzeg okazał się miejscem bardzo interesującym. Już na początku naszej wizyty dotarliśmy do jego największej atrakcji, czyli Zamku Piastów Brzeskich. To perełka tego regionu, jeden z najlepiej zachowanych na terenie Polski obiektów z epoki renesansu, zwany też Śląskim Wawelem. Jest to obecnie – po wielu przebudowach – czteroskrzydłowa budowla ze wspaniałym, krużgankowym dziedzińcem. Najefektowniejszą częścią zamku jest fasada budynku bramnego, najwybitniejsze (obok Kaplicy Zygmuntowskiej) dzieło renesansu w Polsce, z galerią 24 popiersi Piastów, władców Polski – od Piasta Kołodzieja, po władców Śląska i księstwa brzesko-legnickiego. Na dziedzińcu Zamku zostaliśmy przywitani przez przedstawicieli władz miasta oraz dyrekcji obiektu, którzy zaznajomili nas pokrótce z historią renesansowego zamku, a także miasta i okolic. Brzeg jako miasto istniał już w połowie XIII wieku, a przez ponad trzy wieki w latach 1311-1675 był stolicą udzielnego księstwa brzeskiego. A zamek to nie jedyny w nim obiekt wart odwiedzenia. Pojechaliśmy zatem jeszcze zobaczyć kolegiatę św. Jadwigi, gotycką farę św. Mikołaja, barokowy kościół św. Krzyża i renesansowy ratusz, wokół którego zrobiliśmy – ku zainteresowaniu mieszkańców – honorową rundę.

Zwiedzaniu nie było jednak końca i dumni z architektonicznych zabytków Brzegu naprzełajowcy – pomimo lejącego się z nieba żaru – kontynuowali krajoznawczą misję. Ostatkami sił dotarliśmy do leżących jedynie 6 km od Brzegu Krzyżowic, gdzie – dzięki gościnności i ofiarności władz brzeskich – czekała na nas istna uczta. Wszystkie te pyszności, gołąbki, pierożki, kotleciki, którymi nas obficie częstowano były dziełem rąk pań z Towarzystwa Przyjaciół Krzyżowic, w siedzibie którego się znajdowaliśmy. Kiedy już nie mogliśmy się ruszać z przejedzenia zaproszono nas do… zwiedzania. Okazało się, że niewielkie Krzyżowice to miejsce o kilkusetletniej historii. Znajduje się tam piękny, XIV-wieczny drewnianomurowany gotycki kościółek, w którego wnętrzu zachowały się unikalne średniowieczne polichromie. Obiekt ten, podobnie zresztą jak kolejny, który mieliśmy możliwość zobaczyć nieco później tego dnia w miejscowości Pogorzela, znajduje się na tzw. „szlaku średniowiecznych polichromii brzeskich”. Takich ceglanych, sześćsetletnich kościółków w okolicach Brzegu jest ponad dwadzieścia i jest to ewenement na skalę Polski, a może nawet Europy. W kilkunastu z nich są fragmenty polichromii z około 1420 roku, a w Pogorzeli jest jedna z najefektowniejszych.

Na zakończenie dnia czekała nas kolejna atrakcja – nocleg. Namioty rozstawiliśmy w ogrodzie – izbie regionalnej i prywatnym skansenie pani Franciszki Drozd w miejscowości Głębocko. To miejsce ze wszech miar magiczne. W ogrodzie znajduje się kilka drewnianych domków, każdy urządzony inaczej – jako dawna izba mieszkalna, szopa na narzędzia i szkoła. Wiele eksponatów (głównie z XIX i początków XX wieku) można obejrzeć także w domu pani Franciszki. Zbiory są naprawdę imponujące, tym bardziej, że nasza gospodyni gromadziła je przez lata zupełnie sama. Podczas wieczornego ogniska przyniosła olbrzymi, bardzo stary gramofon i puszczała nam równie stare piosenki. Należy jedynie ubolewać, iż tak niezwykłe miejsce, będące żywym świadectwem regionu, nie wspierane jest przez lokalne władze i nie jest szerzej znane turystom.

Następnego dnia nastąpił ciąg dalszy poznawania Opolszczyzny. Pierwszym punktem programu nakreślonego dla nas przez klub „Na Przełaj” z Brzegu była miejscowość Kopice, a konkretnie znajdujący się tam – niestety będący w ruinie – zamek rodziny Shaffgotsch. To wspaniała wciąż budowla powstała w połowie XIX wieku, została zbudowana w stylu neogotyku z elementami neorenesansowymi. Pałac do 1945 roku był własnością i siedzibą jednego z największych rodów niemieckich. Bywali tu książęta, baronowie, artyści i politycy. Podobno podczas II Wojny Światowej gościli tutaj często Hitler, Göring i Göbels, wszyscy zachwyceni posiadłością. W 1958 roku obiekt został splądrowany, a następnie dla zatarcia śladów podpalony. Pałac otacza 70 hektarów parku, są w nim stawy, wielkie stare drzewa (najstarsze ma około 500 lat), a także obiekty typu kapliczka, świątynia dumania. Zrobiliśmy po rozległym parku honorową rundkę i pojechaliśmy dalej.

Kolejnym przystankiem na naszej trasie był park i ogród dendrologiczny w Lipnie. Park pochodzi z 1782 roku, był własnością rodu Praschmów rezydującego w zamku niemodlińskim. W ogrodzie znajduje się m.in. najstarszy w Polsce okaz żywotnika olbrzymiego, grujecznik japoński, tulipanowiec, różaneczniki i azalie. Dowiedzieliśmy się tego wszystkiego od leśnika, który był naszym przewodnikiem po tej oazie zieleni, tak przyjemnej w upalny lipcowy dzień.

Po zwiedzeniu ogrodu niektórzy z nas skorzystali z jednej niewielu w tych dniach możliwości kąpieli w basenie miejskim w Niemodlinie. Ci bardziej żądni wrażeń udali się do miasta. Zboczenie kilku kilometrów z wytyczonej trasy opłaciło się – Niemodlin to miasto z końca XIII wieku. Zachował się w nim unikalny na Śląsku i w Polsce ciekawy układ urbanistyczny oparty na półowalnym wydłużonym rynku. Na jego końcach stoi gotycki kościół parafialny oraz zamek książęcy, siedziba Piastów niemodlińskich. Obecne renesansowe kształty nabył po 1573 roku.

Plan dnia zakładał, iż ostatnie 20 m trasy wieść będzie przez Bory Niemodlińskie i kompleks dawnej Puszczy Niemodlińskiej, zajmującej dziś 330 km kw. – tak się też stało. Grupa pojechała z przewodnikiem.

Noc spędziliśmy – dzięki przyzwoleniu władz wojewódzkich – na łonie natury nieopodal stadniny koni i uroczego XIX-wiecznego pałacu w Mosznej. To jedna z największych atrakcji turystycznych Opolszczyzny, XIX-wieczny obiekt o bajkowej wręcz architekturze, niejako rodem z Disneylandu, posiada 99 wież i wieżyczek, 365 pomieszczeń. Właścicielem pałacu była rodzina śląskich przemysłowców Tiele-Winkler. Park rozciągający się wokół pałacu to jedno z największych założeń przestrzennych na Śląsku. Rosną w nim stare zabytkowe drzewa, kwitną wielobarwne, rozłożyste krzewy azalii i rododendronów, a całości dopełnia piękna aleja lipowa z ciągnącymi się wzdłuż niej kanałami zbudowanymi w stylu holenderskim i francuskim. Od czasu do czasu pałacowy taras zamienia się w amfiteatr, gdy odbywają się tu koncerty muzyki klasycznej. Pałac rankiem następnego dnia był miejscem uroczystości, gdyż tam właśnie uczestnicy wyprawy BaltiCCycle spotkali się z przedstawicielami województwa opolskiego oraz kierownictwem pałacu, w którym mieści się obecnie ośrodek terapii nerwic. Dzięki zaproszeniu władz Opola mieliśmy przyjemność zwiedzić ten ośrodek (dostaliśmy też rowerowe prezenty, na wypadek usterek). Wszyscy bez wyjątku, a szczególnie obcokrajowcy, byli pod wrażeniem tego pięknego miejsca.

Ciężko było wyjeżdżać w dalszą drogę, zwłaszcza, ze w czasie naszego zwiedzania lunął rzęsisty deszcz i ani nam się śniło wsiadać na rowery. Niebiosa jednak okazały się łaskawe i przestało padać – dzięki temu mogliśmy zrobić jeszcze honorową rundkę wokół pałacu no i przede wszystkim zrobić pamiątkowe zdjęcia. Wyruszyliśmy w towarzystwie tym razem cyklistów z Opolskiego Klubu Rowerowego, których wcześniej zaprosiliśmy do dołączenia się do naszej wyprawy. Jechaliśmy spokojną drogą wiodącą przez miejscowości Czartowice i Zawada. Pierwszym większym miastem i zarazem przystankiem na naszej drodze był Głogówek. Miasto urzekło nas od razu swoim rynkiem, na którym znajduje się późnorenesansowy ratusz w otoczeniu XVIII- i XIX-wiecznych kamienic. Głogówek to jedno z najstarszych miast Śląska Opolskiego. Z wielu jego zabytków najważniejsze to renesansowy zamek Oppersdorffów, kolegiata św. Bartłomieja z 1350 roku – rzadko spotykana gotycka architektura z barokowym wystrojem wnętrza. Mieszkańcami miasta jest w dużej mierze ludność pochodzenia niemieckiego.

Kilkanaście kilometrów za Głogówkiem mieliśmy niespodziankę. W Zdzieszowicach czekała nas przeprawa prze Odrę! Kursuje tam jedyny na terenie województwa opolskiego prom o napędzie ręcznym, który działa przynajmniej od 160 lat. Łódź jest umocowana do liny i ma osobny, specjalnie przygotowany tor przeprawy, jest przystosowana do przewozu dwunastu osób lub sześciu osób i sześciu rowerów. Ładowaliśmy się zatem na nią grupami, niezwykła frajdą okazało się pomaganie w przeciąganiu jej na drugi brzeg za pomocą drewnianych narzędzi o nieznanej nam jednak nazwie.

Gdy już szczęśliwie przedostaliśmy się na drugi brzeg Odry, po przejechaniu około 10 km musieliśmy trochę przycisnąć na pedały i pokonać trzykilometrowy podjazd na górę Św. Anny. To miejsce czczone i obierane przez wielu ludzi za cel pielgrzymek. Góra przyciąga wielu ze względów religijnych – to sanktuarium babci Jezusa, odwiedzane przez pielgrzymów od 500 lat. Legenda głosi, że niegdyś ukazywała się tam pastuszkowi św. Anna Samotrzecia – stąd wzięła się nazwa góry – a od XV wieku odnotowuje się w tych okolicach cudowne zdarzenia. Miejsce to jest także pomnikiem historii oraz parkiem krajobrazowym. Co można zobaczyć na Górze Św. Anny? Przede wszystkim budynek zakonu, Rajski Ogród, piękny park, mnóstwo kapliczek, piękną Grotę Lurdzką, ołtarz Jana Pawła II i jego pomnik oraz monumentalny pomnik Czynu Powstańczego, Rezerwat Geologiczny, amfiteatr i… po prostu piękno przyrody. Góra Św. Anny to również raj dla rowerzystów – znajduje się tam wiele ścieżek rowerowych o różnym stopniu trudności. My ze względu na brak czasu wybraliśmy najłatwiejszą trasę asfaltem, ale jest tu także coś dla wyczynowców – wiele stromych, leśnych podjazdów i zjazdów.

Robiło się późno i niestety nie udało się nam dotrzeć do wioski o nazwie Zimna Wódka. Ostatni etap tego obfitującego we wrażenia dnia dał nam nieco wytchnienia, gdyż wiódł przez las. Niektórzy zdecydowali się jeszcze na odwiedzenia pozostałości po jednej z filii obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Mnóstwo tam wież strażniczych, budynki dla więźniów i dziwne pomieszczenie z kotłem w środku – prawdopodobnie piec. Ponure miejsce. Stamtąd już tylko parę kilometrów do Starej Kuźni – miejsca naszego kolejnego noclegu, a zarazem ostatniej miejscowości na mapie województwa Opolskiego na trasie wyprawy BaltiCCycle 2007. To był piękny rajd i obiecaliśmy sobie, że na Opolszczyznę jeszcze wrócimy.