„Puls Biznesu”

Od morza do morza

17 czerwca 2005
Karolina Guzińska

Pojadą 12- i 70-latkowie. Polacy i cudzoziemcy. Globtroterzy i początkujący. Biznesmeni i bezrobotni… Kto da radę, pokona 2825km w 46 dni.

Gdy Waldemar Grabka i Sławomir Płatek — laureaci konkursu Podróżnik Roku 2000 — wrócili do Polski z rowerowego rajdu dookoła świata, pytano ich, co robić, by pojechać na taką wyprawę.
— Tylko chcieć. Ale ludziom brakuje odwagi i marzenia o podróżach pozostają niezrealizowane… — uważa Waldemar Grabka, menedżer ds. nieruchomości w firmie Obi, członek
założyciel Stowarzyszenia Podróżników CROTOS.

Złoty środek
Od 2000 r., w którym zakończyła się wyprawa dookoła świata, jej uczestnicy: 10 rowerzystów z kilku krajów, spotykali się rokrocznie. Jeździli w mniejszym lub większym gronie, bo wciąż dołączali do nich nowi ludzie. Tak zrodziła się idea otwartych wypraw, w których może wziąć udział każdy. W 2003 r. powstało w Polsce Stowarzyszenie Podróżników CROTOS promujące turystykę rowerową.
— Nasze imprezy łączą zorganizowaną wycieczkę z samodzielną wyprawą. To propozycja dla ludzi pragnących wolności, ale wątpiących, czy sami poradzą sobie w obcym otoczeniu. Po doświadczeniu, jakim jest rowerowy rajd CROTOSu, jego uczestnicy zaczynają podróżować na własną rękę albo wstępują do Stowarzyszenia i współorganizują kolejne wyprawy — twierdzi Waldemar Grabka.

Tak do CROTOSu trafiła Maryla Zielińska, kurator programów impresaryjnych Teatru Narodowego w Warszawie. W pewien letni dzień 2003 r. na osiedlowym słupie zobaczyła plakat zapraszający do udziału w rajdzie rowerowym Warszawa — Wilno. Wyjazd — za tydzień.

— Zawsze marzyłam o podróżowaniu poza wydeptanymi szlakami. Najlepiej za wschodnią granicę. Dlatego, choć miałam inne plany, zdecydowałam się od razu. Rajd przerósł moje oczekiwania! W zeszłym roku pojechałam więc na wyprawę Wilno — Warszawa, Saloniki — Olimpia. A teraz pomagam w organizacji kolejnej — opowiada.
Aktywny wypoczynek pociąga rzesze ludzi — wrażenia z wyprawy, w którą wkłada się wiele wysiłku i zaangażowania, dłużej zostają w pamięci. Zaletą roweru jest i to, że podróżnikom nie umykają miejsca warte zwiedzenia, jak to bywa podczas jazdy szybkimi środkami transportu.

Długi letni dzień
Na rajdy zgłasza się nawet kilkuset chętnych — Polacy, Litwini, Niemcy, Anglicy, Włosi, Grecy…
— Od dwóch lat najsilniejszą grupą są Polacy. Nasze Stowarzyszenie działa dynamicznie — zaznacza Waldemar Grabka.
W CROTOSie udziela się także Ewa Świderska, asystentka zarządu w firmie Frito Lay Poland.
— Lubię wysiłek fizyczny, nie wyobrażam sobie urlopu innego niż rowerowy. Spotykam wtedy ludzi o podobnych zainteresowaniach — kochających rower jak ja. Równie ważna jest ciekawa trasa. Dlatego włączam się w przygotowanie rajdów. W tym roku odpowiadam za kilka polskich odcinków drogi — mówi.
Co roku urlop na siodełku spędza także lekarz z Litwy, który w razie potrzeby służy pomocą uczestnikom rajdu. W wypadku kłopotów — np. technicznych czy trudności z dojazdem — można liczyć na towarzyszący rowerzystom samochód serwisowy (każdy uczestnik wyprawy zna numer telefonu w aucie). Nie zdarza się to często, bo ludzie rozkładają siły odpowiednio do możliwości. Grupa nie jedzie w peletonie. Każdy podróżuje własnym tempem.
— To tylko groźnie brzmi: przejechać 80km dziennie. Są ludzie — jak Sławek Płatek — mający w nogach tysiące kilometrów, ale radzą sobie nawet niedzielni rowerzyści. Potrzeba tylko dobrego roweru, by przyjemność nie zmieniła się w koszmar… — przekonuje Waldemar Grabka.
Wspomina rodzinę z trojgiem dzieci — najmłodsze miało 12 lat, czy dwóch Niemców — 69- i 71-latka, którzy przejechali bez problemów całą kilkutygodniową trasę.
— Zanim pojechałam na pierwszy rajd CROTOSu, miałam za sobą tylko obóz rowerowy w Bieszczadach — lata temu, w czasach licealnych. Myślałam, że będzie ciężko… Okazało się, że wysiłek nie przerósł moich możliwości. Bo mając do dyspozycji długi letni dzień, spokojnie przejedzie się 60-80km — potwierdza Maryla Zielińska.

Z mapą w ręku
Każdego ranka rowerzyści dostają mapkę opracowaną przez osobę znającą dany odcinek trasy. Są informowani o jakości drogi (asfalt, szutr) oraz o miejscu kolejnego noclegu. Prowadzący spotkanie radzi też, co warto zwiedzić. Czasem proponuje, by dojechali do jakiegoś zabytku np. na godzinę 14.00, kiedy na grupę będzie czekał wynajęty przewodnik.
— Ale to każdy sam decyduje, czy wyruszy skoro świt i prędko dojedzie na nocleg, by poleżeć cały dzień nad jeziorem, czy też wyjedzie koło południa i wolno przemierzy trasę, zwiedzając po drodze zabytki albo wszystkie przydrożne knajpki. A na biwaku zjawi się wieczorem. Bo celem jest dotarcie na nocleg, a nie czas, w jakim się go osiągnie — zaznacza Waldemar Grabka.
Śpi się na kempingach, w szkołach, cerkwiach… Noclegi wyszukują miejscowe stowarzyszenia rowerzystów. Stąd okazja zobaczenia miejsc, w które obcokrajowiec nigdy by nie trafił. Jak prastary gaj oliwny w Grecji czy — na Litwie — brzeg Niemna, na którym wznosi się uroczy kamienny kościółek. Stoi samotnie, bo po wsi nie zostało śladu…
— Pamiętam nocleg na greckiej plaży. Był tylko jeden prysznic, do którego ustawiło się w cierpliwej kolejce jakieś 70 osób. Menedżer ds. szkoleń, student, asystentka w dużej korporacji, agent ubezpieczeniowy, rodzina z dziećmi, urzędnik ds. etykiety w MSZ… Nikt nie narzekał! — wspomina Waldemar Grabka.
Organizatorzy informują o hotelach i motelach w pobliżu wybranych miejsc noclegowych — kto chce, może się tam zatrzymać. Płaci jednak dodatkowo.

Posiłek na sianie
Trasy omijają utarte szlaki, wiodą przez malownicze pola, lasy, łąki… — rowerowe urlopy wybierają wrażliwi na piękno natury. Ale nie rozczarują się też miłośnicy zabytków i spotkań z ciekawymi ludźmi.
— Docieramy do niemal dziewiczych miejsc. Jak środkowa Grecja, gdzie zetknęliśmy się z prawdziwym folklorem, a nie jego namiastką prezentowaną na wybrzeżu — wspomina Ewa Świderska.
O posiłki każdy troszczy się sam. Niektórzy wożą prowiant ze sobą, inni kupują kupują mleko, biały ser czy miód u okolicznych gospodarzy. Organizatorzy rajdu planują czasem wspólne kolacje, podczas których degustuje się potrawy regionalne.
— Miejscowi ludzie — zwłaszcza za wschodnią granicą — bardzo się przygotowują do podjęcia naszej grupy. Na spotkania przychodzi cała wieś z księdzem, sołtysem… Zawsze jest przyjemnie — twierdzi Waldemar Grabka.
Na rowerzystów czekają też ludowe zespoły muzyczne, by przybliżyć im kulturę danej okolicy.
— W jednej z litewskich wiosek dzieci powitały nas kwiatami. Potem powiodły za Dom Kultury, gdzie zebrali się mieszkańcy ubrani w ludowe stroje. Przygrywała kapela, a poczęstunek przyszykowano na drabiniastym wozie. Jak w filmie! Były tańce, śmiech i zabawa w środku dnia… Żal odjeżdżać! Jednak minęliśmy tylko dwie wsie, a znów ktoś na nas zamachał. Człowiek, który miał duży dom nad jeziorem. Wiedział, że będziemy tędy przejeżdżać i zaprosił nas do sauny — opowiada Maryla Zielińska.

Ziemie pogranicza
Tego lata szlak poprowadzi z Gdańska do Odessy. By go pokonać w całości, potrzeba aż pięciu tygodni — stąd formuła imprezy zakładająca przyłączanie się do wyprawy w dowolnym miejscu i na dowolny czas. Zawsze część rowerzystów wykrusza się po drodze, dołączają zaś nowi. W ubiegłych latach zdarzali się jednak zapaleńcy, którzy — by przejechać całą trasę — zwalniali się z pracy…
— Słabo znam Ukrainę i Mołdawię. To okazja, by zwiedzić te ziemie. Najbardziej ciekawią mnie Karpaty Wschodnie. Chcę się sprawdzić, jadąc rowerem po górach… Cieszę się też na spotkanie z tradycyjną kulturą huculską — obejrzymy występ zespołu muzycznego, zwiedzimy muzeum. A jak się uda — będzie i spływ tratwami po rzece — cieszy się Maryla Zielińska.
Na rowerzystów czekają zabytki historii i cuda przyrody. Przejadą przez ziemie pogranicza kultur, religii i państw wchodzących w skład Pierwszej Rzeczypospolitej.
— Zobaczymy hanzeatycki Gdańsk, Mazury i Suwalszczyznę, tatarskie i ruskie wioski Podlasia, Puszczę Białowieską, Zamość — renesansowe, zbudowane od zera miasto i pozostałości niezwyciężonej twierdzy, Lwów — perłę Rzeczypospolitej, Gorgany, Chocim, Kamieniec Podolski, deltę Dunaju i w końcu dotrzemy do Odessy. Wyprawę dedykujemy zwycięstwu Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie i dwudziestopięcioleciu Solidarności — zapowiada Wojciech Waszczuk z firmy Messenger Service Stolica, członek założyciel Stowarzyszenia Podróżników CROTOS.
Zna trasę. Z poprzednich wizyt na wschodnich rubieżach kraju zapamiętał przeprawę promową w Mielniku nad Bugiem…
— Wiszą tu tablice upamiętniające bitwę z Tatarami w 1240 roku. Ale mieszkańcy, prości ludzie, opowiadali nam o tych wydarzeniach, jakby rozegrały się za ich życia! Równie gorąco rozprawiali o zmianie biegu rzeki — prom kursuje po Bugu, by rolnicy mogli obrabiać pola, odcięte jego nurtem dawno temu. Dla nich jednak to zdarzenie wciąż żywe — dodaje Wojciech Waszczuk.
Wierzy, że uczestnicy rajdu docenią atrakcje Kamieńca Podolskiego — majestatyczną twierdzę i zabytkowy most, na którym za przejazd płaci się myto… Oraz jedyną na świecie rzymskokatolicką katedrę z minaretem.
— W latach 1672-1699 miasto okupowali Turcy, zmieniając w meczet katedrę pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła. Minaret o wysokości 33,5m — zbudowany na fundamencie zniszczonej kaplicy — to pamiątka tych czasów. Po odzyskaniu Kamieńca katedrę ponownie konsekrowano. Jednak — zgodnie z ustaleniami traktatu pokojowego — minaretu nie zburzono. Wieńczący go islamski półksiężyc znalazł się pod stopami figury Matki Boskiej, ustawionej na szczycie minaretu. Powstał w ten sposób — przy zachowaniu postanowień traktatu — symbol zwycięstwa nad „pohańcami”. Pierwszą, drewnianą rzeźbę zastąpiono w 1756 roku odlaną w Gdańsku figurą z pozłacanej miedzi. Drugą pozostałością po meczecie jest znajdująca się wewnątrz katedry muzułmańska kazalnica — opisuje Wojciech Waszczuk.
Zapewnia, że choćby dla tak opracowanej trasy warto jechać!

Źródło: Puls Biznesu wyd. 1867 str. 24