Podsumowanie
Zaczynaliśmy w zimnie, deszczu i po płaskim, kończyliśmy w upale i w górach. Dzięki szosie transfogaraskiej wjechaliśmy na najwyższą wysokość w dziejach wypraw BaltiCCycle (2043 m n.p.m), Cypr natomiast był najodleglejszym krajem, do którego udało nam się dotrzeć w naszej historii.
Jechaliśmy od 21 czerwca do 21 września – 93 dni. Trasa wiodła przez 11 europejskich krajów (azjatycka część Turcji nie była obligatoryjna): Belgię, Holandię, Niemcy, Czechy, Polskę, Ukrainę, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Cypr grecki i turecki – około 6 500 km.
Podium długodystansowców:
Pierwsze miejsce zajęli Ci, którzy przejechali całość dystansu (od prawej): Sigitas Kučas (Litwa), Mieczysław Kupczyk (Polska), Bob Laing (Szkocja).
Drugie miejsce na podium zajęła Celine Marie Dippie (Nowa Zelandia) – przejechała niemal całość dystansu, 90 dni z Kolonii na Cypr, czyli od 24 czerwca do 21 września.
Trzecie miejsce na podium zajęła Monika Stasiuk (Polska): 76 dni z Pragi na Cypr, czyli od 8 lipca do 21 września.
W zgodzie z naszym hasłem dołączaliście na dzień (6 osób), tydzień (15 osób), miesiąc (3 osoby)… Grupa z Brukseli wyruszyła w liczbie 39 osób (po jednym obywatelu Białorusi, Szkocji, Włoch, para z Nowej Zelandii, 4 Litwinów, 7 Niemców, 9 Łotyszy i 14 Polaków), na Cyprze zakończenie wyprawy świętowało 10 osób (po jednym reprezentancie Litwy, Łotwy, Nowej Zelandii, Szkocji oraz 6 Polaków – 4 kobiety i 6 mężczyzn). Najbardziej oblegany był odcinek z Polski do Istambułu – tam jechaliśmy w grupie 50-60 osób.
Miłośników statystyk informujemy, że:
- Na całej trasie przewinęło się 164 osób z 14 państw: Austria (3), Białoruś (4), Cypr (6), Irlandia (1), Litwa (11), Łotwa (16), Niemcy (13), Nowa Zelandia (3), Polska (100), RPA (1), Szkocja (1), Turcja (1), USA (2), Włochy (2). Kobiet – 67, mężczyzn – 97.
- Najstarszy z uczestników miał 72 lata, najmłodszy 14. Jechały rodziny, małżeństwa i pary mniej formalne.
- Z Polski jak co roku było najwięcej uczestników! Z dużych, mniejszych i najmniejszych miast, z terenu całego kraju. Najwięcej z Warszawy – 18 osób; klubowi „Na przełaj” zawdzięczamy 7 uczestników z Brzegu; z Wrocławia 5 osób; po 4 z Łodzi i Gdańska; po 3 z Poznania i Wielbarka; po 2 z Gdyni, Jeleniej Góry, Katowic, Krakowa, Krościenka Wyżnego, Lublina, Lubomierza, Raciborza, Urli, Zielonej Góry; po 1 z Augustowa, Cieszyna, Częstochowy, Głogowa, Gołębiewka, Gorlic, Góry, Hrubieszowa, Iławy, Inowrocławia, Jaworza, Kielc, Liniewa, Łęcznej, Łomianek, Marek, Obornik, Olsztyna, Oławy, Ostrołęki, Radomska, Redy, Rybnika, Sękowej, Siczek, Siemianowic Śląskich, Skrajnicy, Świecia, Torunia, Trzebini, Zabrza, Zawadzkiego, Zawiercia, Żnina, Żyrardowa.
- Niektórzy skracali udział – z różnych przyczyn: losowych, zdrowotnych (np. wypadek, ukąszenie żmii), ale też trudu wyprawy (komary, góry…). Więcej jednak było tych, którzy wracali na trasę – 12 osób.
Zyski to wspomnienia, nowopoznani ludzie, zdjęcia, opalenizna, wyrzeźbiona sylwetka, miejsca, smaki… Straty: wypocone kilogramy, odchudzone portfele i konta, dwa rowery i inne straty w sprzęcie. Zdrowotnie najbardziej chyba zapamiętaliśmy Rumunię: tam nas dziesiątkował dziwny wirus (gorączka, wymioty, febra), jedna głowa musiała mieć założone szwy, jedna nerka dowiedziała się, że ma kamienie. Ale nikt z cierpiących nie poddał się! Trasa urozmaicona była także pod względem organizacji: od prowadzenia prawie za rękę na odcinku belgijsko-holendersko-niemieckim czy z Wrocławia do Krakowa, po absolutny survival w Turcji i na Cyprze. Zero rutyny!